Ægishjálmur

Jak pewnie wiecie run używano nie tylko jako znaków alfabetu – przypisywano im również nadprzyrodzone właściwości. Pisałam już o runicznych amuletach czy tajemniczych inskrypcjach o magicznej treści, ale najbardziej widowiskowe są chyba runiczne galdry. To składające się z runy lub większej liczby połączonych ze sobą znaków runicznych symbole, których rycie czy malowanie najczęściej łączyło się z odśpiewaniem odpowiedniej inkantacji, mającej wzmocnić magicznie działanie. Galdr oznacza „zaklęcie”, a ponieważ etymologicznie wywodzi się od czasownika gala to zakłada się również, że taką inkantacje recytowano silnym, donośnym głosem.
Do czego służyły takie runiczne galdry? Chyba praktycznie do wszystkiego – w manuskryptach znajdziemy znaki chroniące przed niebezpieczeństwem czy utopieniem, pomocne w łapaniu złodziei albo przy porodzie i takie, żeby ryby dobrze brały a owce były uległe; coś na miłość też się znajdzie. Za pomocą znaków na jedzeniu można było złośliwe sprowokować torsje u nielubianej osoby, ba, są nawet galdry ożywiające zmarłych albo mające ochronić przed ugryzieniem… lisa. No cóż, widać lisy na Islandii bywały bardzo agresywne.
Najbardziej chyba znanym runicznym galdrem jest ægishjálmur mogący mieć różne znaczenie w zależności od zaklęcia, z którym został użyty. W najprostszej postaci ægishjálmur składał się z ułożonych w krzyż 4 run M (albo R, które jest przecież odwróconym M; mówię, oczywiście, o młodszym futharku), ale przybierał później bardziej zaawansowane formy. Żeby uzyskać pożądane działanie rysowano go na piersi, ręce albo czole. Mógł budzić strach we wrogu, zwiększać siłę fizyczną, ale można go też było użyć do zdobycia miłości.

Runiczne galdry zachowały się jedynie na Islandii, zresztą nawet dzisiaj czarownika w języku islandzkim nazywa się galdramaður (maður to mężczyzna, człowiek). Wyspy nie ominęła, niestety, fala prześladowań osób podejrzanych o czary, przypadająca tu na XVII i XVIII wiek, podczas której zniszczono też większość zapisanych symboli, ale warto zauważyć, że – w odróżnieniu od reszty Europy – na stosach nie płonęły tu kobiety, tylko mężczyźni: ze 120 znanych nam procesów tylko 9 wytoczono domniemanym czarownicom, reszta dotyczyła galdramenn (a raczej galdramönnum, jeżeli mamy mieć “czarowników” w celowniku). Jednak nie udało się zniszczyć wszystkich dowodów wykorzystania magii – do naszych czasów przetrwał jeden, powstały koło 1600 roku, manuskrypt. Rękopis, znany jako Galdrabók, zawiera na 32 stronach i 3 luźnych kartkach 47 zarówno chrześcijańskich, jak i pogańskich czarodziejskich formuł i zaklęć. Nie wiemy, w jaki sposób tam trafił, ale manuskrypt wpadł w 1682 roku w Danii w ręce szwedzkiego badacza, który zabrał go do ojczyzny. Rękopis znajduje się obecnie w sztokholmskim Muzeum Historycznym. Wygląda na to, że o ile kościół zwalczał magiczne zastosowanie run, to do samych znaków nic nie miał – był to nadal używany na co dzień alfabet. Może właśnie dlatego, mimo wcześniejszych prześladowań, magiczne runiczne tradycje na Islandii przetrwały – w XIX wieku spisali i udokumentowali je badacze tradycji i folkloru.

13662169_1047567655312871_5258401279122169144_o

Zdjęcie przedstawia stronę z rękopisu znanego jako Galdrakver, który zawiera faksymile wspominanego już wcześniej Galdrabók. Widać tu ægishjálmur, a opis podpowiada, że znak powinien być wyrzeźbiony w ołowiu i kiedy oczekuje się wrogów powinno odcisnąć się go na czole – wtedy się ich pokona.
Zainteresowanych tematem odsyłam też do Islandzkiego Muzeum Guseł i Czarów (The Museum of Icelandic Sorcery & Witchcraft), które ma na swojej stronie internetowej spore zbiory runicznych galdrów, link poniżej. A skoro mówimy o Islandii to jeszcze jedna ciekawostka – okręg Strandasýsla w regionie Vestfirðir ma ægishjálmur w godle

źródła:
Enoksen, Lars Magnar, Runor, Historiska media (1998)
Wikipedia
Muzeum Guseł i Czarów (The Museum of Icelandic Sorcery & Witchcraft)
Galdrakver, Lbs. 143 8vo, 1670

Dodaj komentarz

Stwórz darmową stronę albo bloga na WordPress.com.

Up ↑